Wycieczka z Egiptu do Izraela
Izrael
W sierpniu 2008 r. będąc na urlopie w Egipcie w Sharm El Sheik postanowiliśmy pojechać na wycieczkę do Izraela. Wyjazd z Egiptu ok. 22 potem ok. 4 godzin do Taby (przejście graniczne). Tam jest końcowy przystanek autokaru egipskiego, dalej spacer na piechotę w środku nocy do samego przejścia. Po stronie egipskiej formalności trwały dosyć krótko. Prawdziwy horror zaczął się po stronie izraelskiej. Najpierw długie oczekiwanie na wejście do budynku potem pytania z cyklu czy ktoś nam czegoś nie dał, czy nie mamy broni itp. (pytania zadawane poprawną polszczyzną). Na przejściu jest „miło” tym bardziej, że wśród kolejki przechadza się młodzieniec w wieku może 22 - 23 lata z M 4 z celownikiem optycznym (amerykański karabin szturmowy). Na terenie całego Izraela widok długiej broni na ulicach już nikogo nie dziwił. Potem prześwietlanie bagażu, stemple w paszporcie i po ok. 2 godzinach już jesteśmy w Izraelu. Wszystko odbywa się w środku nocy przy temperaturze na zewnątrz ok. 36° C. Odnajdujemy po drugiej stronie „nasz” izraelski autokar i krzyczymy do naszej przewodniczki Agnieszki, ż wszyscy już są i już możemy jechać, ale brak jest tylko kierowcy, który poszedł zmówić krótką modlitwę. Po ok. 15 minutach jedziemy. Za miastem Eljat autokar wjeżdża na pustynię i tak jedzie aż do Morza Martwego. Tam jest krótki postój i śniadanie. Potem Jerozolima. Zaczynamy od wzgórza oliwnego skąd roztacza się wspaniały widok na całą Jerozolimę. Potem stare miasto. Do wejścia kolejka. Panie osobno panowie osobno i znów prześwietlanie bagaży itp. Po drugiej stronie widać ścianę płaczu. Patrząc na osoby, które tak gorliwie modlą się pod ścianą płaczu, jestem pod wrażeniem. Koło nas przechodzi grupa Żydów, niosąc na rękach młodego chłopaka w wieku ok. 13 lat. Młody człowiek jest niesiony na rękach pod baldachimem podobnie jak w Polsce księża w czasie procesji. Orszak towarzyszący wali w bębny i dmie w trąby. Przewodniczka Agnieszka mówi nam, że jest to żydowska komunia. Potem rodzina młodych „komunistów” organizuje pod ścianą płaczu wyszynk.
Po starym mieście jedziemy do Betlejem. W programie Bazylika Grobu Pańskiego i inne zabytki. Betlejem jest odcięte od Jerozolimy murem, który ma ok. 8-10 m wysokości. Na górze murów stanowiska karabinów maszynowych, reflektory i inne fortyfikacje. Scena jak z granicy NRD-RFN jakieś 25 lat temu. Za murem to już inny świat widać biedę i zaniedbanie. Wycieczki organizowane przez Polaków mają obiady i sklepy zorganizowane w Betlejem na znak solidarności z narodem palestyńskim. Co się dzisiaj dzieje (styczeń 2009 r.) nikomu nie trzeba opowiadać. W Jerozolimie i Betlejem widać jak różne religie przenikają się w tym miejscu. Najlepiej to widać w Bazylice Grobu Pańskiego kto ma klucze do bazyliki, kto pilnuje porządku itp. Wieczorem przejazd nad Morze Martwe. Z opowiadania wiedziałem, że można położyć się na plecach na wodzie i czytać gazetę. I naprawdę tak jest. Jest ok. 20 i robi się ciemno a temperatura na zewnątrz 39°C. Po całym dniu zwiedzania kąpiel jest bardzo wskazana. Przewodniczka prosi, aby wejść do wody tylko max. na 30 minut i jest tylko dla tych, którzy nie mają ran, zadrapań, uczuleń itp. Wejście do wody, która ma tylko kilka stopni mniej niż powietrze i spore zdziwienie bo chodzi się po czymś miękkim i chropowatym. Ręka w dół i wyciągamy sól całymi garściami. Pływanie jest dosyć trudne, ale leżenie na wodzie wygląda doskonale. Po chwili chlapu , chlapu i woda wpada mi do oka. Pieczenie straszne, trzeba wyjść i przemyć oko słodką wodą z prysznica, które są na brzegu. Woda w morzu jest tak słona, że żyje tam tylko 6 gatunków bakterii. Zero ryb, roślin itp. Po wyjściu konieczny jest prysznic ze słodkiej wody, bo wysychająca na ciele sól tworzy skorupę. Woda w Morzy Martwym jest gęsta w konsystencji i przypomina rzadki kisiel. Powrót do Sharm ok. 3 rano następnego dnia.